piątek, 20 stycznia 2017

Bieszczady Sylwester 2016/2017


W Bieszczady wybraliśmy się drugi rok z rzędu w porze sylwestrowej, tak jak i w zeszłym roku tak i w tym odwiedziliśmy miejscowość Smolnik (w Komańczy), tutaj kolejny raz zawitaliśmy do Agroturystyki Zadnie Łuki ( http://zadnieluki.blogspot.com/ )
Podobno w Bieszczady jedzie się raz potem się już tylko wraca, i coś w tym jest.
Agroturystykę polecamy z całego serca, fantastyczne miejsce z mega klimatem, ciepły, piękny domek i fantastyczni przemili gospodarze.
Samo miejsce i okolica jest prześliczna, jeżeli ktoś lubi ciszę i spokój to miejsce w sam raz dla niego, dla miłośników koni, też coś się znajdzie bo są one w zagrodzie obok domku, żyją sobie tam spokojnie i szczęśliwie (w tym roku miały mniej spokoju bo w wigilijny wieczór odwiedził je w ich stajni wielki dorosły żubr, widocznie uznał, że ich stajenka jest w sam raz na to, aby przyjść się ogrzać i coś zjeść, bo wracał jeszcze przez kilka kolejnych dni, całe szczęście że Pani Marioli właścicielce udało się cało uciec ze stajni, kiedy wszedł do niej żubr, gdyż akurat zaprowadzała tam swojego psiaka na nocleg w mroźny wieczór....brrrrrrr)

Tak czy tak miejsce jest mega przyjazne, nie mam zdjęć pokoi, ale zachęcam do obejrzenia ich na stronie bo naprawdę są śliczne, my w tym roku również zamieszkaliśmy w pokoju góralskim, bo jest duży i przestronny i mogliśmy tam wstawić spokojnie dwa łóżeczka naszych chłopców.

Ale sami zobaczcie.......


Taki widok przywitał nas wieczorkiem jak dotarliśmy do Zadnich Łuków, nie obyło się bez założenia łańcuchów mimo bardzo dobrze odśnieżonej drogi dojazdowej do domu, nasz wanowaty samochodzik nie dał rady. Na szczęści pozostała nasza ekipa wjechała bez problemu.



Dodam tylko że wyjeżdżając z okolic Krakowa nie było nawet grama śniegu :(
a tu taki miły widok:)


Poniżej widoczek domku wewnątrz, czyli wejście po schodkach do pokoi,
bardzo mnie cieszy, że właściciele dbają o to, aby każdy wchodzący gość, zdjął buty w bardzo przestronnym przedpokoju wyposażonym w ławeczki, aby było wygodnie ubrać się czy też rozebrać, cieszy mnie to dlatego że mamy małe dzieci w tym Tymka który raz chodzi na nogach a raz na rączkach czyli czasem raczkuje jeszcze i dzięki temu miał zawsze czyste rączki i nie musiałam się martwić, że wejdzie w wodę lub śnieg wnoszony na butach do pokoi.



Kocham takie okienka, 
kiedyś mój domek będzie miał okiennice a w środku zapewne też coś wymyślę ;) 
tutaj akurat okienko widoczne w salonie z kominkiem


Troszkę balkon zasypało


Codziennie rano witał nas nakryty stolik smacznymi wegetariańskimi daniami.
Pani Mariola to mistrz w tej dziedzinie, nigdzie nie zjadłam do tej pory, tylu różnych potraw zrobionych tak,
że ani razu nie odczułam braku mięsa.
Paszteciki, kotleciki, pasty, warzywka i zupki, wszystko bez grama mięsa.
No i numer jeden dla mnie to herbatki, Pani Mariola robi fantastyczne herbaty ziołowe, z ziół które mają dostępne na swoich okolicznych łąkach, ależ one pachną, a jak smakują, achhhhhh.
Dla mnie numer jeden to herbatka z macierzanki i herbatka rozgrzewająca z pomarańczą
mniam!!!
Wyżywienie można dopasować w miarę i godzinowo i jak komu wygodnie, my mieliśmy śniadanko o 9:00 i obiadokolację około 17 lub 18, z tego względu, że w ciągu dnia śmigaliśmy po stokach narciarskich lub zwiedzaliśmy okolicę.


Mmmm już mi pachnie. No i chlebek, Pani Mariola piecze go sama, mniam!!!!


Do dyspozycji gości jest kuchnia która jest obok jadalni i salonu,
 jest kawa, herbata i wszystkie naczynia potrzebne do obsługi,
w tym roku brakowało mi dzbanka z wodą z kryształami górskimi o którą w zeszłym roku dbał pracujący tam przyjaciel domu Rafał, niestety Rafała już nie ma a szkoda fajny chłopak z pasją ;))


W środku kominek, ciepełko i widok na mroźny śnieg :)


Jak kładliśmy się spać to śnieg też mogliśmy oglądać, a cały czas nam go było mało :)))


Dla nas największym plusem tego miejsca (prócz całego klimatu, pięknych pokoi i cudownej okolicy) jest wielki przestronny salon na parterze, gdyż przyjechaliśmy już drugi raz w grupie zajmującej praktycznie wszystkie pokoje, salon jest wyposażony w kominek dzięki któremu zawsze jest tam bardzo przytulnie i ciepło rzecz jasna. No i nie musieliśmy z dość pokaźną grupą dzieci upychać się po pokojach, aby mogły się razem bawić, nasze wieczory wyglądały przeważnie tak, że my zasiadaliśmy na kanapach popijając pyszności ;)
a dzieci szalały po salonie,
a my na wszystkie w razie czego mieliśmy oko.


Coś tam ciekawego zapewne wypatrzyły:)


Wspólna zabawa:)




Nie to nie oznacza że wolno tu palić ;) 
palacze mieli miejsce w pięknym klimacie - 15 stopni na zewnątrz :)






Tutaj każde zwierzątko nie zostanie głodne, ptaszęta mają ziarenka i chętnie korzystają z gościny.



Tak witają nas poranki, parę dni były lekko pochmurne i sypał śnieg,
ale dni z pełnym słońcem też były.


Tak zdecydowanie tak, dla mnie takie rzeczy tworzą klimat, niby nic a jednak coś :)


Zdjęcie lekko niewyraźne bo robione przez okno :)



Diunka dzielnie pilnowała obejścia i ochoczo wylizywała buzię mojemu starszemu synowi, bo akurat miała pysk na wysokości jego twarzy, Mieszko był zdecydowanie mniej zadowolony i zawsze uciekał przed nią krzycząc: "mama nie niam"


Widok z okna naszego góralskiego pokoju, mogłabym tak zawsze wstawać.



Tymuś i Mieszko mimo kataru też buszowali w śniegu, 
ale czasem trzeba było i przez okno popatrzeć.


Takie sople pamiętam z dzieciństwa w swojej wiosce, przy dużych mrozach potrafiły być nawet większe niż metr długości.


Tak to było pierwsze wyjście na śnieg, ileż radości mu to sprawiło :)))) Zeszłorocznego nie pamiętał bo był jeszcze mały, poza tym w zeszłym roku wyjątkowo nie było ani grama śniegu niestety, 
pogoda się wówczas nie popisała dla nas, 
za to w tym roku nadrobiliśmy z nawiązką :)


fantastyczny widok :))))


Wybraliśmy się na narty i sanki do Kalnicy oddalonej o około 35 kilometrów od Zadnich Łuków, fajne miejsce bo można i na nartach pojeździć i z dziećmi na sanki pójść na osobnej górce.


W Zadnich Łukach poznaliśmy bardzo sympatycznych gości,
 którzy oprócz nas wszystkich wynajmowali ostatni wolny pokój, to Maria i Daniel z małym Hugo, którego oczywiście Mieszko bardzo polubił i nie odstępował go na krok, a jak trzeba było pójść spać to był wielki płacz że Hugonek musi już iść.
Jak widać nawet na śniegu zabawy razem to też fajna rzecz, mimo iż dzieli ich prawie dwa lata różnicy wieku.
Pozdrawiamy Was serdecznie :)


Kuba, syn naszych znajomych stawiał pierwsze kroki na nartach i powiem szczerze, że był odważny i radził sobie świetnie, zdarzały się też upadki i dobrze że na końcu było usypisko śnieżne bo poszybowałby nad samochodami na parkingu ;)))


Julia stwierdziła, że najlepszy odpoczynek jest pod drzewem, a i śnieg nieźle smakuje tam :)))


Tak wygląda wyciąg w Kalnicy, bilet na 10 zjazdów kosztuje całe 30 zł a jest naprawdę dosyć długi.



Mieszko oddawał się z pasją, turlaniem się po śniegu.
W końcu możliwe że tyle śniegu już w tym roku nie zobaczy.


Pozostali wybrali zwiedzanie pobliskich łąk i głębokości śniegu w tamtym miejscu = przemoczone ubranie:)


Tymonek musiał się zadowolić patrzeniem na ich wybryki, bo mama poszła pojeździć na nartach


Łapanie baniek mydlanych na mrozie to jest to


Niby mały podjazd pod wyciąg ale jednak niektórzy mieli problemy


Wspólne saneczkowanie


"Mamo mam dla Ciebie śnieżkę"


Ale mięciutko


A po drodze z wyciągu natknęliśmy się na taki oto konwój ;)


Pięknie tu


A to już widoki obok domu w Zadnich Łukach, 
coś fantastycznego
























W oddali domek koników czyli stajenka:)


A tu chciałam uchwycić jak pięknie skrzy się śnieg:)
Nawet się troszkę udało









Kolejny dzień na wyciągu narciarskim i wyścigi saneczkarskie


Mieszko nawet odważył się na pierwsze kroki na nartach, ale jednak stwierdził, że jeszcze nie czas na to dla niego, no trudno spróbujemy w przyszłym roku.


Prawidłowa postawa jak na początek:))))




"Mamo wstałem już, ale się smacznie spało"


To właśnie górka saneczkowa


Kolejne szaleństwa koło domu, śniegu nie zabraknie zapewne szybko.


"Mamo drzewko ma ała"


a kuku


dobra odśnieżyłem już



"Mamo ja tu zostaję, domek już mam"












A to taka ciekawostka przed wjazdem na wyciąg narciarski, moja siostra kiedyś skorzystała z tej oferty, faktycznie tak jest i byli zadowoleni  z tego pakietu:)



Tymuś też chciał pośmigać jak brat, najlepiej jednak wychodzi mu jedzenie śniegu;)


droga do Kalnicy



Skusiliśmy się na kulig wieczorową porą, Tymon raczej nie wykazywał zadowolenia, 
Mieszko za to był zachwycony:)





No cóż, szybko minęło, ale jest co wspominać, 
może za rok uda się nam znowu zajrzeć w Bieszczady.
Sylwestrowa zabawa też była, ale już nie nadążałam robić zdjęć;)
Poniżej kilka migawek z zeszłego roku tego bez śniegowego;)











Tak tutaj Tymuś świetnie wypoczywał sobie w brzuszku jeszcze :)






Chyba im jakieś bajki opowiadał


Sen w takich okolicznościach jest najlepszy.


Panowie przygotowywali ognisko na kociołek przed sylwestrowym wieczorem i grzali się, jak widać niektórym faktycznie dogrzewało;)))


Udało nam się znaleźć trochę śniegu w Cisnej







Zobaczyliśmy też zaporę nad Soliną



A później już tylko sylwestrowe szaleństwa